Natchniona majówkowym wyjazdem nad nasze polskie morze (które niestety odstrasza mnie ilością turystów w sezonie wakacyjnym, więc byłam tam pierwszy raz po kilku latach) przed wyjazdem wpadłam na pomysł: a może ogród morski w szkle z wakacji nad morzem? Takie kompozycje są niezwykle cennymi ozdobami w naszych wnętrzach, bo wiążą się z nimi dobre wspomnienia i często przywołują na twarzach uśmiech, a przynajmniej pozwalają na chwilę zatrzymać się i wspomnieć leniwy czas odpoczynku. Zapakowałam podstawowy zestaw do stworzenia ogrodu w szkle składający się z szklanego słoja, pokrywki, paczki podłoża oraz narzędzi i wyruszyliśmy z rodziną i przyjaciółmi ku wybrzeżu.
W głowie zaświtała mi tylko jedna myśl: jaką roślinę można by posadzić w takim “morskim” ogrodzie?
Nadmorska, wydmowa roślinność kojarzy mi się z kolorem niebieskawym, szarym, skarlonymi przez silne podmuchy wiatru krzewami i ciernistymi zaroślami rokitnikowymi. Długo szukałam gatunku rośliny, który można by umieścić w takim ogrodzie, ale w końcu znalazłam niespodziewanie: kalocefalus Browna! To było jak olśnienie. Roślina co prawda nie jest naszym nadmorskim rodzimym gatunkiem, ale jest to w naturze niewielki zimozielony krzew, który porasta południowe wybrzeża Australii. W związku z nadmorskim pochodzeniem jego liście zostały silnie zredukowane do wałeczkowatych tworów, więc roślina wygląda jakby nie miała w ogóle liści. Jest plątaniną pędów , stąd jej zwyczajowa nazwa – druciak lub w języku angielskim cushion bush (ponieważ tworzy gęste “poduchy” na plażach).
Tak krzew wygląda w naturze:
A tak wyglądają zwykle sadzonki w sklepach:
Proces twórczy
Tworzenie morskiego ogrodu odbywało się oczywiście “w terenie” czyli na plaży. Prace rozpoczęłam od wysypania warstwy drenażowej oraz ozdobnych pasków piasku w podłożu (używałam kwaśnego podłoża, ponieważ właśnie takie lubi calocephalus). Jak przyjemnie było tworzyć ogród gdy “materiału budowlanego” było dookoła w bród 🙂
Posadzoną w podłożu roślinę obsypałam warstwą nadmorskiego piasku, a całość kompozycji udekorowałam zebranymi chwilę wcześniej muszelkami oraz kawałkami drewna wyrzuconymi przez morze. Drewno jest wtedy pięknie wygładzone i lekkie.
Cały proces tworzenia ogrodu w szkle z wakacji był szalenie przyjemną czynnością, chociaż trwał niespodziewanie krótko, ale może tak już jest kiedy tworzenie sprawia tak dużo przyjemności. To była naprawdę świetna zabawa. Teraz szklany słój zdobi moją białą komodę w dziecięcym pokoju i przypomina o przyjemnej podróży.
Oczywiście mój morski ogród w szkle został podlany po posadzeniu (ale nie! nie morską wodą! – calocephalus co prawda lubi morską bryzę, ale morska woda mogłaby podnieść poziom zasolenia w podłożu), ale zrobiłam to już w domu, po powrocie. Teraz zapewniłam mu miejsce w jasnym, świetlistym miejscu, ale z dala od bezpośrednich promieni słonecznych. Za kilka miesięcy, po ustabilizowaniu warunków wewnątrz słoja zrobię mały update i pokażę Wam co u niego słychać.